POWRÓT DO PRACY: FRUSTRACJA CZY WYBAWIENIE?

 

Źródło: Bezpieczeństwo Pracy. Nauka i Praktyka, 2020, nr 5, s. 8-9

Rozmowa z Joanną Czarnotą-Bojarską

Dr hab. Joanna Czarnota-Bojarska jest adiunktem w Katedrze Psychologii Społecznej na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego. Naukowo zajmuje się psychologią organizacji, jest autorką licznych publikacji podejmujących m.in. problematykę dopasowania człowiek - organizacja, zadowolenia i zaangażowania w pracę, przywiązania do organizacji, zachowań organizacyjnych.

 

Bezpieczeństwo Pracy: „Odmrażanie" gospodarki przez rząd nabiera tempa, co oznacza, że większość osób, które dotychczas pracowały zdalnie, albo sprawowały opiekę nad dziećmi, albo też, nie mając możliwości telepracy po prostu zostawały w domu, będzie stopniowo wracać do normalnego trybu wykonywania obowiązków zawodowych. I tak, jak poprzednio musiały przystosować się do tej nowej sytuacji, związanej z izolacją społeczną, tak teraz będą wchodzić w poprzedni rytm. Różne na pewno będą ich odczucia - od poczucia ulgi, po obawy Jak Pani widzi tę sytuację okiem psychologa?

Tak jak Pani ujęła to w pytaniu, odczucia na pewno będą zróżnicowane - tak, jak zróżnicowane są odczucia tych, którzy teraz izolują się w domach. Jak wiemy w psychologii od lat 30. XX wieku, frustracja, czyli niemożność realizacji ważnych potrzeb rodzi agresję. Większość z nas odczuwa obecnie różnego rodzaju frustracje: potrzeb społecznych, ruchu na świeżym powietrzu czy nawet normalnego wyjścia na zakupy. Osoby, których stanowiska pracy są zagrożone, odczuwają frustrację potrzeby bezpieczeństwa.

Nie każdy zdaje sobie sprawę z tego, że zaczyna reagować agresywnie, a ta agresja jest kierowana w różnych kierunkach. Niektórzy adresują ją wprost do innych ludzi, spostrzeganych dodatkowo jako potencjalne źródło zagrożenia dla własnego zdrowia. Takim osobom najtrudniej będzie wrócić do pracy i normalnych kontaktów z innymi. Osobom, które agresję przekształcają w gniew i złość na obecną sytuację i utrudnienia z nią związane może być dużo łatwiej: powrót do pracy, zwykłego trybu dnia i obowiązków może stać się wybawieniem. Mogą one nawet - z punktu widzenia koniecznych zasad bezpieczeństwa - zbyt euforycznie odnosić się do kontaktów z innymi ludźmi, pragnąc, aby jak najszybciej było „jak dawniej".

Najtrudniejsza psychologicznie będzie prawdopodobnie sytuacja osób, które co prawda tęsknią za normalną pracą i kontaktami z ludźmi, ale jednocześnie odczuwają silny lęk przed chorobą. Będą odczuwać napięcie pomiędzy chęcią działania według wcześniejszych zasad, a obawami, że może to stanowić zagrożenie dla ich zdrowia. Myślę, że przełożeni i pracodawcy muszą zdawać sobie sprawę z dużego zróżnicowania postaw i zachowań swoich pracowników i być dla nich wyrozumiali.

„Udomowienie" pracy było dla większości z nas nowym doświadczeniem, trzeba było na nowo zdefiniować swój work-life balance; choć w wielu przypadkach było to problematyczne, choćby z uwagi na obecność wszystkich domowników w tym samym czasie na tej samej przestrzeni, konieczność sprostania jednocześnie obowiązkom domowym i zawodowym, zatarcie granic między obszarem pracy i po-pracy. Czy z tych doświadczeń mogą płynąć jakieś korzyści, na przykład nowe spojrzenie na hierarchię życiowych celów, oddzielenie tego, co ważne, od instynktownej gonitwy?

To, czy nowe doświadczenia są podstawą refleksji nad sobą i swoim życiem, zależy od osoby raczej, niż od sytuacji. Nie można wykluczyć, że konieczność spędzania całych dni z rodziną, nawet jeżeli poświęca się część czasu na zadania zawodowe, pozwoli niektórym inaczej spojrzeć na swoje życie. Nie wydaje mi się jednak, aby po doświadczeniu obecnej sytuacji tym „co ważne" - jak sugeruje Pani w swoim pytaniu - okazały się intensywne kontakty z najbliższymi. Myślę, że wiele osób, zwłaszcza tych, których stanowiska pracy są zagrożone, z przyjemnością wróci do „instynktownej gonitwy". Próby określania nowej równowagi po doświadczeniu sytuacji skrajnych mogą być nawet niebezpieczne, trudno wtedy trafnie określić, czego naprawdę potrzebujemy i w jakiej „dawce".

Jeżeli nawet nasze przymusowe zdystansowanie społeczne spowodowało zmianę w podejściu do planów na życie, być może redefinicję ich - to na ile trwałe to się okaże Pani zdaniem? Mam tu na myśli m.in. ograniczenie konsumpcji, świadome zakupy itp. Może za chwilę wpadniemy w dawne „przedpandemijne" koleiny, nawet ze zdwojoną siłą.

Szczerze mówiąc, jestem o tym przekonana. Mam nawet nadzieję, że tak będzie, co pozwoli na reanimację licznych usług i handlu. Jak już mówiłam, jestem bardzo sceptyczna wobec zmian, rozpoczynanych pod przymusem sytuacji nadzwyczajnej. Obawiam się, że dla tych, którzy już stracili pracę lub się tego obawiają, sugerowanie, że obecna sytuacja pozwala im na „redefinicję planów" może brzmieć humorystycznie lub obraźliwie. Wątpię, aby byli szczęśliwi, że muszą zrezygnować ze swoich planów, bo np. nie stać ich już na opłacenie mieszkania, realizację zainteresowań czy rozwój, bo nie mają z czego zapłacić czesnego na studiach.

Sam powrót do miejsca pracy wiąże się w wielu przypadkach, co sama obserwuję w swoim otoczeniu, z obawami o zdrowie, strachem przed zarażeniem. Niewykluczone, że wiele osób pragnie wręcz odwlec ten moment. Jak powinien się zachować w tej sytuacji odpowiedzialny pracodawca, jakiego wsparcia udzielić? Czy jest możliwe przeprowadzenie jakichś programów treningowych, szkoleń?


Nieco żartobliwie skomentuję, że pomysł prowadzenia szkoleń grupowych w celu zmniejszenia obaw przed zarażeniem przypomina trochę szkołę przetrwania. Oczywiście nie można wykluczyć, że znajdą się pojedyncze osoby, które rozwiną lęk przed zakażeniem w fobię, wymagającą fachowej pomocy. Nie wydaje mi się jednak, aby mogło to być zjawisko powszechne. W końcu większość ludzi jest raczej rozsądna i potrafi racjonalnie oceniać zagrożenie. A zwiększenie higieny, częstsze mycie rąk i porządne sprzątanie pomieszczeń wszystkim się przyda i dobrze byłoby, gdyby zostało na zawsze.

Być może będziemy okazywać radość z odzyskania wielu rzeczy, które do tej pory wydawały nam się oczywiste, a powrót do miejsca pracy okaże się jak prezent. Ale może też być tak, że praca zdalna stanie się preferowaną przez wiele osób formą pracy. Dotychczas, wg badań taką możliwość - zarówno elastyczne godziny pracy, jak i home office, oferowało 74 proc. pracodawców, a korzystało z tego 52 proc. pracowników. Czy myśli Pani, że po epidemii odsetek pracodawców, skłonnych do zaproponowania tego typu rozwiązań, będzie większy; czy są już na to mentalnie gotowi, m.in. do rezygnacji z pełnej kontroli?

Trudno jest ocenić, czy tak się stanie, chociaż dobrze byłoby gdyby pracodawcy dostrzegli po tym doświadczeniu, że praca zdalna, w elastycznych godzinach może być równie efektywna jak wykonywana z biura. Co ważne, także pracownicy zmuszeni zostali do zdobycia nowych doświadczeń i umiejętności w tym zakresie, a firmy do wypracowania nowych procedur pracy, przepływu dokumentów itp. Dobrze byłoby, gdyby ta wiedza nie poszła na marne, a była odpowiednio wykorzystywana w normalnych warunkach, aby ułatwić pracę i lepiej dostosować ją do oczekiwań pracowników.

Chcę jeszcze zapytać o relacje z innymi pracownikami w obecnej sytuacji: mogą być one zaburzone, także z powodu przesadnych obaw niektórych, chęci dalszego utrzymywania dystansu. Czy ma Pani obawy, że atmosfera w pracy, tak ważna dla wszystkich, może ulec po epidemii pogorszeniu?

Moim zdaniem atmosfera relacji interpersonalnych po powrocie do pracy w większym stopniu zależy od tego, jaka była wcześniej. Jeżeli ludzie lubili się i utrzymywali przyjazne kontakty, to po powrocie do pracy będą cieszyć się ze swojej obecności, a nie obawiać wzajemnie. Jeżeli zaś relacje byty nieprzyjemne i nieprzyjazne, to mogą być one dodatkowo wzmocnione, a nawet może być tak, że potencjalne zagrożenie będzie używane jako pretekst do ograniczania kontaktów, a nawet okazywania wrogości. Trudno mi sobie wyobrazić, że ludzie, którzy byli w dobrych relacjach zaczną się do siebie niechętnie odnosić z powodu zagrożenia.

Większy problem widzę w czym innym: po pierwsze, zagrożenie utratą pracy - ono prawie zawsze rodzi wewnętrzną rywalizację i konflikty. Jeżeli firmy będą musiały zwalniać pracowników, to oczywiście atmosfera w nich się pogorszy. Po drugie, nierówność w traktowaniu pracowników, którzy znaleźli się w różnej sytuacji: w wielu miejscach część pracowników została w pracy, a część pozostawała w domu, opiekując się dziećmi. Na przykład sklepy spożywcze lub apteki, które przecież cały czas działały, często były w takiej sytuacji. Gdy szkoły i przedszkola zostaną uruchomione i rodzice będą mogli wrócić do pracy, można oczekiwać, że osoby, które przez cały czas ograniczeń pracowały, często w zwiększonym wymiarze, będą oczekiwać jakiejś rekompensaty: urlopu w wybranym terminie, dodatkowych dni wolnych lub innych preferencyjnych udogodnień.
Jeżeli pracodawca nie będzie otwarty i wrażliwy na takie potrzeby, mogą pojawić się konflikty i poczucie nierównego traktowania. Dlaczego kobieta, która ma dzieci w wieku nastoletnim, a zatem mogła zostawić je same w domu i pracowała przez dwa miesiące w nadgodzinach ma być tak samo traktowana jak ta, która ma dzieci trochę młodsze, przez co spędziła te dwa miesiące w domu? Takie problemy mogą być wcale nie rzadkie, w końcu w bardzo różny sposób firmy reagowały na wprowadzone ograniczenia, tylko pewne specyficzne branże zostały po prostu zamknięte.

Jak generalnie radziłaby Pani podejść do powrotu do pracy, jakie nastawienie przyjąć, aby okazał się on możliwie mało stresujący?

Myślę, że trzeba być po prostu rozsądnym. Pomiędzy lekceważeniem zagrożenia, które jest zamykaniem oczu na rzeczywistość a paniką, która zdecydowanie nie sprzyja myśleniu, jest szerokie spektrum postaw i zachowań po prostu rozsądnych i realistycznych. Inni ludzie nie są dla nas śmiertelnym zagrożeniem i nie powinniśmy ich tak traktować, ale też niemądre jest urządzanie dużych zgromadzeń, zebrań w tłoku i źle wietrzonych pomieszczeniach. Jeżeli ktoś obawia się o swoje zdrowie, gdyż wydaje mu się, że warunki pracy mogą sprzyjać zarażeniu się, to powinien to przedyskutować ze swoim przełożonym, poprosić o zmianę. Ale nie warto przecież mnożyć nadmiernych roszczeń, pracodawcy i tak są w trudnej sytuacji.

 

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Michalina Kondej-Matarewicz